Jura Krakowsko-Częstochowska i Ojcowski park narodowy czyli krótka relacja z ostatniej wycieczki

W ostatni weekend wybrałam się na dwudniową wycieczkę na Jurę Krakowsko-Częstochowską w roli pilota-przewodnika z grupą gimnazjalną. Powiem szczerze z niecierpliwością czekałam na ten wyjazd bo nie pamiętam kiedy ostatnio pojechałam gdziekolwiek na weekend, nieważne czy jako turystka czy jako pilot. Okazało się, że dwa dni w Ojcowskim Parku Narodowym i okolicach były dla mnie idealnym wypoczynkiem i odskocznią od codzienności i każdemu polecam taki mały restart.





Pierwszego dnia odwiedziliśmy Jaskinię Raj, a następnie udaliśmy się na zamek w Pieskowej Skale gdzie rozpoczęliśmy 9 kilometrowy marsz przez Ojcowski Park Narodowy. Nie ukrywam, moja kondycja nie jest ostatnimi czasy w najlepszym stanie tym bardziej ukończenie tego spaceru było dla mnie nie lada wyzwaniem, ale satysfakcję miałam ogromną o czym już chyba wcześniej wspominałam.  Poszliśmy czerwonym szlakiem w stronę Ojcowa, gdzie w samym środku lasu mieścił się nasz dom wczasowy. Nie ukrywam, że po takim wysiłku marzyłam tylko o łóżku. Musiałam przygotować jeszcze kilka rzeczy na kolejny dzień, a internet działał mi tylko w oknie. Było ciepło, cicho i spokojnie, niczego więcej nie mogłam sobie w tamtym momencie życzyć.





Drugi dzień nie był już tak intensywny, pospacerowaliśmy chwilę po Ojcowie, zobaczyliśmy kapliczkę na wodzie i pojechaliśmy do Ogrodzieńca. Byłam tam już tyle razy, że tym razem odpuściłam spacerowanie po zamku na rzecz sączenia lemoniady w pobliskiej restauracji. Naprawdę warto czasem zafundować sobie, nawet jeden dzień takiego odpoczynku. Ja wcale nie należę do osób bardzo aktywnych a jednak taki wysiłek był naprawdę przyjemny.



Obiecałam sobie, że w tym roku będę więcej podróżować i więcej robić dla siebie i jak na razie jestem na dobrej drodze (:

Share on Google Plus

About motocyklistka.eu

4 komentarze:

  1. Choć pogoda w kratkę była zdjęcia z Doliny Prądnika piękne :D Pozdrawiamy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja ostatnio wdrapywałam się na górę w Edynburgu. Lubię się wspinać, ale podczas tego wyczynu myślałam, że płuca wypluję. Satysfakcja, gdy się stoi na szczycie jest niesamowita, a zmęczenie od razu przechodzi :)
    A propos: wczoraj czytałam bloga dziewczyny, która jest w usa i tęskni za Pl, chciałaby znowu zobaczyć Jurę. Taki dziwny przypadek, że akurat w tej chwili czytam o tym kawałku ziemi u Ciebie :3

    OdpowiedzUsuń

...