Drugiego dnia rozpoczęliśmy od Placu Bohaterów, na który nie starczyło nam czasu w piątek. Jest to plac będący zakończeniem najważniejszej alei w Budapeszcie - Andrassy'ego. Po jednej stronie placu znajduje się Pałac Ekspozycji a po drugiej Muzeum Sztuk Pięknych, a na nim możemy podziwiać pomnik, którego budowę rozpoczęto w roku 1896 czyli w tysięczną rocznicę powstania państwa Węgierskiego oczywiście w celu uczczenia tego wydarzenia. Sam plac często nazwany jest Milenijnym właśnie z tego powodu. Pomnik składa się z kolumny, na której stoi Archanioł Gabriel trzymając w dłoniach koronę Węgierską oraz Krzyż. U podnóża kolumny posągi jeźdźców przedstawiają wodzów plemion Madziarskich a pomiędzy kolumnami w półkolistej kolumnadzie (misz-masz) z tyłu stoją posągi najważniejszych węgierskich przywódców.
Moim zdaniem jest to najbardziej spektakularny z "zabytków" w Budapeszcie stąd ten dokładny opis. Nie będę się rozwodzić nad każdym punktem programu bo jak wspominałam była to najbardziej klasyczna wycieczka jaką można sobie wyobrazić i nie mam nic ciekawego do powiedzenia (:
Wybraliśmy się też na spacer po Lasku Miejskim, w którym stoi zamek Vajdahunyad. Potem Wzgórze Zamkowe i powrót na kolację. Wieczorem trochę czasu wolnego w centrum, to był chyba najmilszy punkt całego wyjazdu. Schłodzone piwo i ciepły wiosenny wieczór przy jednej z mniej uczęszczanych uliczek niedaleko Dunaju.
W niedzielę w drodze powrotnej do Polski udaliśmy się do urokliwego miasteczka serbskiego - Szentendre. Typowo bałkańskie, nie przypomina w niczym Budapesztu ani miast Europy Centralnej. Pełne wąskich uliczek i zakamarków, wszędzie były porozstawiane stragany (w końcu niedziela!), można było spróbować serów, mięs, deserów, napić się kawy i zakupić różne tamtejsze wyroby.
W Szentendre warto odwiedzić muzeum marcepanu, jest to jedno z wielu muzeów, które znajdują się na terenie miasta. Na każdym kroku można się tutaj natknąć na mniejsze lub większe galerie sztuki. W samym muzeum możemy obejrzeć różne posągi stworzone z marcepanu, od Muppetów, przez Micheala Jacksona po Księżną Dianę.
Ostatnim punktem naszego programu była twierdza w Wyszehradzie (:
Miłej soboty!
Miło było sobie przypomnieć dzięki Tobie mój tygodniowy pobyt w Budapeszcie 2 lata temu;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ruda Frela
Piękne widoki:)
OdpowiedzUsuńTak bardzo chciałabym się gdzieś wyrwać, chociaż na 3 dni... Bez szans :(
OdpowiedzUsuńChętnie odwiedziłabym to muzeum marcepanu.
Czasem wystarczy jeden dzień i uwierz mi - zawsze da się zorganizować chwilę odpoczynku (:
UsuńJA MYŚLĘ, ŻE TAKIM ROWEREM WSZĘDZIE MOŻNA JEŹDZIĆ :)
OdpowiedzUsuńMoże racja, chociaż ja powiem Ci, że jeździłam do pracy codziennie po 7,5km w jedną stronę, a w ciepłe i pogodne dni to po pracy jeszcze jakieś tripy w tereny bardziej zielone niż centrum Wrocka ;) I jedyne, co mnie wkurzało, to fakt, że mój rower nie jest trochę większy i szybszy (cruiser byłby idealny). Ale to taka moja rowerowa zajawka może :) Mam na przykład znajomego, który jeździ rowerem do pracy 16 km w jedną stronę, a potem z powrotem i twierdzi, że nigdy by tego nie zamienił na auto czy na komunikację miejską. Maniacy są na tym świecie, ja myślę, że jestem też w ich gronie.
OdpowiedzUsuńWiesz, ja akurat jestem fanką innego jednośladu trochę mniej eko więc rower tym bardziej wypada w moim przypadku słabo jako środek transportu (:
Usuń