[MOTO ITALY 2015] 07/10/2015 DAY 3

Kolejny dzień mojej wyprawy zaczął się dość późno. Ponieważ nie udało mi się zwiedzić Pompei we wtorek musiałam zostawić to na środę więc pierwszym etapem była wycieczka właśnie tam. Od dawna marzyło mi się zobaczenie z bliska Wezuwiusza i Pompei właśnie ale wyobrażałam sobie to miejsce zupełnie inaczej...


Do Pompei pojechaliśmy w dwójkę z moim gospodarzem - Giovannim, który tym razem był moim plecakiem. Oczywiście nie udało nam się dojechać bezproblemowo i zamiast 60 km zrobiliśmy 75 km. Jako hardcore rider GPS nie uznaję :)

Jak tylko weszliśmy zaczął padać deszcz przez co pierwsze 20 minut spędziliśmy pod mikro daszkiem paląc fajki, 


Szczerze mówiąc spodziewałam się większej ilości eksponatów tymczasem na miejscu przeważają mury i mury i jeszcze raz mury. Była jedna ciekawa wystawa a tak to największe wrażenie zrobił na mnie Wezuwiusz groźnie rysujący się na horyzoncie. 




Wyprawa była dość długa a miejsce odrobinę mnie rozczarowało ale była, zobaczyłam i sama się przekonałam a tak pewnie nadal marzyłabym by tam pojechać. Z powrotem pod Neapolem byliśmy po 15:00 a tego dnia nadal czekała mnie wyprawa do Toskanii. Niestety po drodze niebo mocno się zachmurzyło i postanowiłam przeczekać najgorsze.



W dalszą drogę tego dnia wyruszyłam o 16:40 i chociaż całość miała mieć raptem 456 km o godzinie 19:30 nadal miałam przed sobą 322 km bo jak napisałam wcześniej - nie używam GPS i czasem z tego powodu trochę cierpię :)

Miało być tak: (456 km, wg. google.maps 5 h 10 min)



A wyszło tak: (488km ALE wg google.maps 6 h 47 min)


 O godzinie 19:30 właśnie zatrzymałam się w McDonald's na kawę. Dawno powinnam była być za Rzymem ale z powodu zamiany autostrady na drogę krajową nadal tkwiłam na jakimś zadupiu. Powoli robiło się chłodniej i ciemniej. Plusem tej pomyłki były niewątpliwie widoki na przykład zachodu słońca.


Mój, praktycznie tradycyjny już, problem pojawił się jak wjechałam na obwodnicę Rzymu. Oczywiście w baku opary a na horyzoncie żadnej stacji. Szczerze mówiąc byłam przekonana, że zaraz zacznę pchać. Całe szczęście nie padało :)

Ostatnie zapiski z tego etapu trasy kończą się o 21:11 kiedy udało mi się dorwać stację. Niestety potem temperatury mocno spadły, myślę, że jak dotarłam do Toskanii oscylowały w okolicach zera. Meta była u mojej mamy w małej wiosce Boccheggiano, niestety okazało się, że pomimo, iż na mapie wszystko wyglądało łatwo i przyjaźnie, rzeczywistość mocno odbiegła od moich wyobrażeń.

Oznaczeń nie było, palce kostniały, kominiarka dawno przestała wystarczać. Stacje benzynowe w okolicy były pozamykane nie miałam więc nawet gdzie napić się kawy i na miejsce dotarłam o godzinie 2:40. Musiałam jechać w otwartym kasku bo za mocno parował a ostatnie kilkanaście kilometrów prowadziło przez bardzo nieprzyjazny las. Całe szczęście dotarłam cała i zdrowa chociaż wymarznięta do szpiku kości. Muszę jednak zapamiętać, żeby nigdy więcej tak późno nie rozpoczynać jazdy.

Share on Google Plus

About motocyklistka.eu

0 komentarze:

Prześlij komentarz

...