MULTITASKING czyli co ostatnio spędza mi sen z powiek

Ostatnio trochę się zagalopowałam. Nadmiar obowiązków i zadań, które mam na głowie powoli zaczyna mnie przerastać bo zasypiam przy komputerze pisząc tłumaczenie. Mało rzeczy ostatnio sprawia mi radość bo zaraz przypominam sobie ile jeszcze rzeczy muszę dzisiaj zrobić i każdy kolejny taki dzień w końcu skłonił mnie do refleksji - po co mi to?







Wiem, chyba trochę późno uświadomiłam sobie ile tracę czasu i życia na rzeczy, które mnie męczą. Dlaczego daję kierować swoim codziennym życiem zadaniom, obowiązkom i wyzwaniom, których realizowanie nie sprawia mi przyjemności?

Oczywiście, jest cała masa spraw, które trzeba załatwić i nie może tego obejść i trzeba sobie z tym jakoś radzić, wizyta w urzędzie, zakupy po męczącym dniu - nie o to mi chodzi. Bardziej mam na myśli to, że po prostu dałam się zwariować. Robiąc cokolwiek, cokolwiek, myślę o tym, że powinnam już tego nie robić bo nie zdążę z innymi zadaniami. Odbieram tym samym sobie przyjemność z picia herbaty, zjedzenia śniadania, czytania blogów, książek, oglądania filmów. Bo przecież nie mam na to czasu! 

Mam dość tej myśli, że muszę robić wszystko tu i teraz jednocześnie. Mam dość wszechobecnego multitaskingu i denerwuje mnie, że wszyscy o nim trąbią na okrągło. Dlaczego nagle fajnym stało się robienie miliona rzeczy na raz? Miałam ogromną nadzieję, że gdy tylko pojawił się slow food pójdziemy w tym kierunku. Że będą nas z każdej strony atakować sloganami o celebracji życia, a nie wmawiać, że jak jedziesz samochodem powinnaś prowadzić rozmowy biznesowe, malować się i uczyć się języka, a potem jeszcze słuchać ebooka. Nie. Jak jedziesz autem masz patrzeć na drogę i tyle.

Jak gotujesz masz cieszyć się z tego, masz czerpać przyjemność z dobierania składników do swojej potrawy, z próbowania jej. Jak idziesz na spotkanie z przyjaciółmi odłóż telefon i zajmij się tym co jest tu i teraz, a nie wszystkim innym!

Mam po prostu tego dość. Czas mi ucieka nie dlatego, że mogę zrobić jeszcze więcej jeszcze szybciej. Nie dlatego, że nie przeczytałam tych wszystkich książek o organizacji czasu i samorealizacji. Nie. Ucieka dlatego, że nie doceniam tego co jest tu i teraz i ciągle gonię za nie wiadomo czym. Nie pozwalam sobie na chwilę przyjemności bo co z tego, że zrobię coś dla siebie skoro w 90% mam z tego powodu wyrzuty sumienia już w trakcie? Nawet kapiąc się planuję, odhaczam, czekam, aż wyjdę z wanny i cały czas patrzę na zegarek. Idąc do kina wyciągam z kieszeni telefon, żeby wiedzieć za ile skończy się film, nawet jeśli mi się podoba.

Chyba przekroczyłam już granicę i mówię otwarcie - nienawidzę multitaskingu.
Nie byłam nigdy dobra w te klocki, ale teraz jak wszędzie huczy o tym, jakie to fajne nóż mi się w kieszeni otwiera. Postanowiłam zwolnić i przede wszystkim trochę wychillować. Chcę spędzać leniwe wieczory przed kompem czytając o tym co mnie jara bez wyrzutów sumienia. Kiedyś zdarzało mi się przesiedzieć tak całą noc bo się w coś wkręciłam. I to o to chodzi, żeby się nie przejmować tak bardzo. Ja chodzę napięta jak struna i mówię sobie dość.

Nie mam czasu na to, żeby mi życie przez palce uciekło. Nie chcę obudzić się za rok czy dwa w tej głupiej pogoni za niczym. Pora na odrobinę celebracji.

Mam ochotę chodzić na spacery, jeść dobre jedzenie bez włączonego komputera, bez czytania smsów i sprawdzania poczty co 5 minut. Chcę leżeć na słońcu i czytać książki. Nie chcę ciągle patrzeć na zegarek. Moja misja to po prostu trochę zwolnić co wcale nie oznacza, że muszę rezygnować z czegokolwiek, muszę zmienić podejście. I tyle.
Share on Google Plus

About motocyklistka.eu

5 komentarze:

  1. ja jestem słaba w multitaskingu. po co brać sobie milion rzeczy na głowę? ale z drugiej strony to jest czasem potrzebne.. muszę się trochę tym wykazać studiując i pracując jednocześnie :<

    OdpowiedzUsuń
  2. ostatnio widzę jakieś przesilenie bo podobnych postów już troszkę widziałam. Chyba bierzecie na siebie za dużo(Ty i inne dziewczyny) Dajcie się wyjazać innym. A zakupy rób przez tesco :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja za bardzo nie mam komu się dawać wykazać :) Zresztą ja nie neguję wykonywania wielu rzeczy na raz i w ogóle wysokich obrotów bo uwielbiam działać na wysokich obrotach, ale mam złe podejście i nie sprawia mi to przyjemności, za bardzo jest spięta i zestresowana a to się chyba mija z celem. Dlatego postanowiłam w kwietniu wyluzować :)

      Usuń
  3. Zawsze miałam milion rzeczy na głowie. Na początku studiowałam dwa kierunki, do tego udzielałam korepetycji i zawsze pisałam do tej, czy innej redakcji. W zeszłym semestrze miałam w końcu, po paru latach takiego kotłowania, nieco luzu - tylko jeden kierunek studiów + korepetycje. Odpoczęłam,miałam czas dla siebie, ale teraz znów wskoczyłam na wysokie obroty - studia, korepetycje i praca... Mimo że lubię mieć dużo na głowie, to też czasem marzę o spokoju i luuuuuzie. Najbardziej na tym wszystkim cierpią jednak moje relacje z bliskimi - brak czasu, żeby wyskoczyć z koleżanką na kawę, czy nawet (o zgrozo!) poleniuchować przed tv z własnym chłopakiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie dla mnie najgorsze nie jest to, że mam dużo zadań bo sama lubię prosperować na wysokich obrotach i jak zbyt długo mam mało na głowie po prostu się nudzę i też źle to wpływa na moją psychikę i nastawienie. Jak robię dużo i wszystko mi wychodzi to super, wiadomo, że daje to mega dużo siły do dalszych działań, ale teraz mam tego za duzo po prostu i nie mam już przyjemności z wykonywania wszystkiego co mam zaplanowane. Odnoszę wrażenie, że nie dość, że jest tego za dużo i po prostu nie robię wszystkiego tak dobrze jak powinnam tylko czasem odpuszczam to jeszcze nie mam czasu na to co piszesz -spotkanie ze znajomymi, wyjście na kawę - bez stresu. Zawsze jak gdzieś coś robię to jestem cała pospinana, bo już myślę o kolejnych i kolejnych zadaniach. Muszę trochę przystopować i "wyjść" z zaległości, to powinno jakoś pomóc :)

      Usuń

...