W wirze pracy, szkoleń, konferencji, wyjazdów, majówce w Londynie (pilotowanej przeze mnie), kilku lepszych lub gorszych imprezach, problemach mieszkaniowych, sercowych, życiowych, finansowych.. zauważyłam, że mimo tego, że ciągle biegnę to cały czas stoję w miejscu a ciśnienie z dnia na dzień stawało się nie do wytrzymania. Wystarczyła brudna skarpeta w złym miejscu a w domu miałam drugi Grunwald. Stałam się okropną histeryczko choleryczką, z moim niemężem nie potrafiliśmy wytrzymać 15 minut bez zaczepek, żeby tylko wylać z siebie żale.
I ja się pytam po co? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie i mam to generalnie w dupie.
Postanowiłam się zatrzymać i ogarnąć bo zagubiona pędziłam, a do tego ci lekarze co oddali się w ręce boga, a nawet nie siebie a swoich pacjentów, Marysia Sokołowska, która mówi Tuskowi, że jest zdrajcą a sama wierzy w to, że Maryja zesłała mgłę na pole bitwy warszawskiej co zapewniło nam wygraną, moja ciocia z USA wrzuca na fejsa fotki zioła w doniczce. Padło mi na łeb jak nic i powiedziałam sobie dość.
Może wierzyć lub nie, czasem taki "pędzący" marazm jest gorszy niż zwykła, spokojna depresja. Bo potem, jak się człowiek za późno zorientuje i się zatrzyma to jebnie tak mocno o ziemię, że się może Hancock schować.
Całe szczęście u mnie aż tak źle nie było, wracam do normy powoli i ogarniam swoje priorytety od nowa. Układam jakiś plan, staram się zdecydować co ja chcę w życiu robić, a co muszę. Bo przecież nic nie muszę dlatego chcę się pozbyć wszelkich rzeczy, które może kiedyś sprawiały mi przyjemność a teraz pozostały jedynie jako przykre obowiązki i ciągnę je każdego dnia nadal wmawiając sobie, że muszę. Nie, nie, nie!
Także na chwilę obecną mam kilka sprecyzowanych przyjemności - siłownia i moto zloty ;)
Poza tym byłam u dietetyka ! <3
Od dzisiaj jestem na diecie, która ma uregulować pracę moich jelit i dzięki niej mam odzyskać siły życiowe ;) W sumie to jak wczoraj poszłam na zakupy to byłam w szoku - nigdy nie widziałam tylu owoców i warzyw i w ogóle RÓŻNYCH rzeczy do jedzenia na raz. Dopiero wtedy sobie uświadomiłam jak marna jest moja obecna dieta i jak mało w niej różnorodności.
Nawijam i jaram się to dietą jak dziecko. Dawno nic mnie tak nie cieszyło jak to - a wystarczy zrobić coś dla siebie!
Uświadomiłam sobie też jak negatywnym człowiekiem jestem w codziennym życiu, jak mało we mnie radości i jak toksyczna się ostatnio zrobiłam i zaczynam ciężką pracę by to zmienić.
BTW, założyłam stronę na fejsie - nie typową stronę mojego bloga bo nie wiem co miałabym na niej pisać. Jest to strona, która będzie moją małą kopalnią linków i wszystkiego w ogóle co każdego dnia przewija się przez mój multi-taskujący mózg. Możecie spodziewać się, że będzie dużo, często i... słabo ;) Nie no, liczy się ponoć jakość nie ilość, ale zależy dla kogo :)
[klik]
Powodzenia z dietą i oczyszczaniem się z toksyn (tych w głowie).
OdpowiedzUsuńchyba jesteśmy na podobnym etapie. Ja też w codziennej gonitwie już nie daję rady. Czekam na wakacje...i koniec sesji :)
OdpowiedzUsuńpowodzenia w pracy nad sobą ; )
OdpowiedzUsuńCieszę się, że znowu piszesz! Tak do Ciebie zaglądałam z nadzieją na nową notkę! Dzisiaj wchodzę a tu 3:)
OdpowiedzUsuńO super, dzięki! Miło słyszeć takie słowa szczególnie w niedzielę rano! :)
Usuń