Dzień ZERO i kilka mega trywialnych porad dla samotnie podróżujących na moto

Czyli dzień przed moją wielką wyprawą, 7 października, przyszedł czas pożegnania i pakowanie. Moja torba pojechała do Polski tydzień wcześniej w autobusie a ja zostałam z dwoma sakwami i jedną małą torbą, którą dopinałam na siedzeniu pasażera.

Cały mój bagaż pod hostelem nad jeziorem Ochrydzkim



Starałam się zostawić tylko najpotrzebniejsze rzeczy, możecie mi wierzyć, że podczas takiej podróży wystarczą jedne długie spodnie i ewnetualnie jakieś krótkie bo i tak cały czas jedzie się w ciuchach motocyklowych więc moje jedyne jeansy były cały czas czyste i ubierane tylko wieczorami na godzinkę czy dwie.

Poza tym kilka koszulek, dwie bluzy (odczuwalna temperatura podczas jazdy na motocyklu jest oczywiście o wiele niższa niż faktyczna temperatura powietrza więc zapas ciepłych ciuchów pod skórę to podstawa, nawet jak jeździmy na południu w dość znośnych temperaturach), majtki, skarpetki, jedne buty.

Miałam też ręcznik, który zostawiłam u znajomych w Czechach bo mi się nie chciało go już upychać. W wielu hotelach są ręczniki i jakieś żele pod prysznic, ale w hostelach nie można się spodziewać cudów :)

Dużo rzeczy zostawiłam przed wyjazdem z Korfu w swoim hotelu, między innymi chińskie buty za 10 euro (nie pamiętam już czy o nich kiedys pisałam ale mimo tego, że były super czaderskie to ich zapach był NIE-DO-WYTRZYMANIA! poza tym zamokły dzień przed moim wyjazdem). Kosmetyki, które kompletnie by się nie przydały typu mazidła do opalania czy lakier do włosów, wszystko zostało w hotelowej łazience. Po drodze przydała się pasta do zębów, mydło, krem, pomadka ochronna. Miałam też chustę na szyję, całą gamę gadżetów motocyklowych np. kominiarkę ale nie musiałam jej użyć.

Z innych super przydatnych rzeczy:
- spory nóż, o którym kiedyś już na blogu wspominałam, nielagalny w większości krajów Europy (w tych przez które jechałam też, na pewno w Grecji) ale zawsze się mógł przydać
- gaz pieprzowy ale gdzieś go zapodziałam bo nie dojechał ze mną do Polski. Nie wiem czy i gdzie mi wypadł. Powód, dla którego go zabrałam jest chyba oczywisty? ;)
- książka - zbędna akurat podczas tej podróży ale nigdy nie wiadomo
- superglue - ten akurat był moim najlpeszym kumplem podczas wyjazdu - skleiłam nim buty motocyklowe jak się rozkleiły (jeden w Skopje, drugi w Belgradzie) i zegary po mojej wrześniowej glebie jeszcze na wyspie. Poza tym nie miałam żadnego zestawu kluczy (to jest jedna z rzeczy, którą muszę dokupić na kolejną wyprawę + zestaw do kołkowania opon)
- spray do łańcucha, ewentualnie olej (ja uzupełniłam przed wyjazdem i starczy;))


- zielona karta (hahaha.. ja nie miałam, kosztowało mnie to 55 euro za wjazd do Macedonii, tak to już jest jak się jest mną i ma się podejście do życia, jak od niedawna je nazywam, typowo greckie - na spontanie drogie panie)

Wyjeżdżałam w środę z samego rana, a we wtorek musiałam pożegnać się ze wszystkimi co oczywiście zajęło pół nocy i położyłam się o 3.oo czyli na cztery godziny przed wyruszeniem w podróż. Nie był to najlepszy pomysł ale jakoś dałam radę ;)

Jeśli chodzi o moje porady dla osób, które jeżdżą same - może nie są mega skomplikowane, wynikające z lat doświadczenia ale jest to kilka moich spostrzeżeń po naprawdę długiej podróży.

Wybierając noclegi szukajcie takich z parkingiem i starajcie się spać na niższych piętrach. Parking to sprawa oczywista, natomiast z tymi piętrami - moje sakwy to zwykłe sakwy, nie zamykane na klucz kufry. Za każdym razem jak zatrzymywałam się gdzieś na noc musiałam je odpinać i nosić ze sobą, do tego kask i jedna torba - w sumie naprawdę duży i nieporęczny bagaż. W Belgradzie niestety spałam w hostelu, który nie miał parkingu a do tego mieścił się na piątym piętrze w kamienicy. Był w samym centrum i to był oczywisty plus ale byłam tego dnia tak zmęczona, że nie było opcji zabrać wszystkich tobołów na raz. Nie dość, że od motocykla do pokoju i z powrotem z torbami zajęło mi jakieś 10 minut to musiałam iść dwa razy pozostawiając na ten czas część bagażu bez opieki. Nie ma co kusić losu ale nie dało się tego inaczej rozwiązać. Dlatego nie polecam - ze względów jak widzicie bezpieczeństwa i też braku sił na taszczenie tylu rzeczy jeśli nie jest to konieczne. Lepiej wybrać coś niżej ;)

Starajcie się unikać jeżdżenia nocą. Ja jeździć po ciemku nie lubię, poza tym każdego dnia pokonywałam setki kilometrów za dnia, jeśli ktoś nie jeździ za dużo ani nie jest zawodowym kierowcą to jest to dość wymagające zajęcie, wymaga ciągłego skupienia i uwagi a człowiek po całym dniu jazdy jest wymęczony i fizycznie (z oczywistych względów, podróżowanie na motocyklu nie jest dla pip) i psychcznie. Lepiej starać się dojeżdżać do zaplanowych miejsc za dnia, bo jak zaczyna się ściemniać a my od rana jesteśmy w trasie musimy się jeszcze dwa razy bardziej postarać, żeby nadal miec oczy dookoła głowy i refleks ten sam. Jest to bardziej męczące dla oczu, nocą robi się oczywiście zimniej, często przez rysy na kasku i całą masę robaków, które są rozpaćkane na szybce gówno się widzi i za dnia, a co dopiero po zmroku. Ja jadąc autostradą do Belgradu nie wyrobiłam się przed zmrokiem, było tragicznie, ludzie nie potrafią sobie ustawiać świateł w samochodach, połowa z nich świeci do góry a nie drogę, do tego te cholerne halogeny i całe stada insektów, które brudziły mi szybkę pomimo tego, że starałam się ją na postojach przecierać. Na Słowacji jechałam po ciemku przez ponad 4 h i myślałam, że nie dojadę i po prostu zatrzymam się gdzieś i skapituluję. Najgorsza opcja, serio.

Nie jedź po zadupiach. Ja się po prostu bałam. Generalnie jestem raczej ufna, w sensie, że nie sikam w majty bo wszyscy mi gadają, że Albańczycy to mnie zabiją i zgwałcą jak zatrzymam się zatankować. Nie jest tak, nie można ufać stereotypom i pierdoleniu ludzi, którzy nie mają żadnego doświadczenia tylko bazują na tym co serwują im media. Jednak nie można się nie zgodzić z jednym - ludzie to ludzie, czasem gorsi niż zwierzęta, nieważne czy w Polsce, dwie ulice od domu czy na przedmieściach Paryża czy w najgorszej dzilnicy Katowic czy w Greckich wioskach.

Wszędzie może się nam stać krzywda, ale jadąc po zadupiach podejmujemy spore ryzyko bo drogi są gorsze przez co jest większe prawdopodobieństwo gleby (ja zaliczyłam jedną w Macedonii z powodu okropnej nawierzchni i gościa, który postanowił zawrócić bo chyba chciał kupic pomidory od typa co stał po lewej i się zagapił...), stacje benzynowe są mniejsze, czasem wlewają takie gówno, że szkoda gadać, jest mniej ludzi, mniej samochodów - jak się cokolwiek stanie nie ma gdzie szukać pomocy, poza tym ja nie czułabym się komfortowo trafiając na stacyjkę benzynową, gdzie obsługuje trzech typów, a poprzedni pojazd był tam 3h przede mną. Po prostu bym się bała, że serio mnie okradną albo coś gorszego.

 Melduj się - niech ktoś cały czas wie gdzie się znajdujesz. Ja pisałam codzienie wieczorem posta na fejsie i oczywiście pisałam sms do najbliższych. Gdybym kolejnego dnia się nie kontaktowała mogli by podejrzewać, że coś się stało.

Pieniądze podziel i schowaj w kilku miejsach, nigdy nie trzymaj całej kasy w jednym miejscu ale jednocześnie staraj się mieć większość przy sobie. Tak jak mówiłam wcześniej, nie mam kufrów zamykanych na kluczyk tylko sakwy - zwykłę torby, na zamek. Raczej starałam się nie dawać tam cennych rzeczy, w torbie, którą przypinałam z góry miałam aparat i laptopa i tą torbę zawsze zabierałam ze sobą jeśli stałam gdzieś dłużej niż 15 minut. Pieniądze miałam w kurtce i spodniach, które miałam ubrane - część w portfelu, trochę w kieszeniach wewnętrznych i trochę ukryłam w torbie na aparat i między ciuchami. Gdyby mnie okradli albo coś bym zgubiła miałabym jeszcze pieniądze pokitrane gdzie indziej.

W kieszeni warto mieć drobne na autostrady, motocykliści o tym wiedzą bo i tak nam więcej schodzi czasu na bramkach niż kierowcom samochodów - trzeba zdjać rękawiczki, odpiąć kieszeń, lepiej nie szukać do tego wszystkiego jeszcze portfela, który też trzeba odpiąć, a jak zapłacimy grubymi to i resztę trzeba schować. Ja miałam drobne euro i starałam się dawać odliczone - dzięki temu stałam na bramkach krócej, tylko raz jakiś typ na mnie trąbił oczywiście spowolniając w ten sposób moje ruchy. Bo tak dla informacji niemotocyklistów - my na bramkach nie stoimy dla przyjemności dlatego czasem zejdzie nam 1.5 minuty a nie 15 sekund.

Warto zabrać dodatkowe baterie i karty pamięci do aparatu czy kamerki (wiem, oczywista oczywistość ale jednak), do tego rozdzielacz do prądu (często w hostelowych czy hotelowych pokojach jest jeden konktakt, mi to doskwierało przez miesiąc na Korfu nim kupiłam przedłużacz) - łatwiej podładować wtedy wszystkie urządzenia, których ja na przykład miałam całkiem sporo - aparat, telefon, drugi telefon z gps, kamerkę go pro, laptopa. Wiadomo, że nie trzeba wszystkiego ładować codziennie.

Dokumenty zawsze przy sobie

Na dzień dzisiejszy tyle przychodzi mi do głowy, może jeszcze coś mi się przypomni to zrobię kontynuuację. Ja na pewno kolejnym razem zabiorę ze sobą blokadę tarczy, chciałabym zrobić sobie gniazdo zapalniczki, wygodniej jeździło by się z kuframi, do tego torba na bak z mapnikiem albo uchwyt na gps, chociaż z nawigacji korzystałam strasznie rzadko. Zbierałam też wszystkie paragony bo mam w planach je poukładać chronologicznie i odtworzyć sobie dokładnie trasę na mapie, może uda się nawet ogarnąć to jakoś na osi czasu. No i chcę podliczyć ile dokłądnie kosztowała mnie ta impreza :)
Share on Google Plus

About motocyklistka.eu

1 komentarze:

  1. Uwielbiam wyprawy motocyklowe :) Ja mam zawsze taki rytuał, że przed każdą wycieczką odwiedzam sklep motocyklowy online i kupuję jakiś gadżet. W przyszłym roku będą to chyba nowe buty oraz rękawice.

    OdpowiedzUsuń

...