Parę słów podsumowania i o przygotowaniach do wielkiej podróży

Nie jestem w stanie podsumować dobiegającego do końca trzymiesięcznego pobytu na Korfu. Nie była to dla mnie po prostu praca, nie były to wakacje, był to etap, który otworzył mi oczy, który dał poczucie wolności, jakiej chyba nigdy nie zaznałam. Dał dużo szczęścia i siły, która myślę, że przez długi czas będzie mnie pchała na przód. Zrozumiałam, że mogę wszystko i nic nie jest w stanie stanąć mi na przeszkodzie. Ten czas pomógł mi lepiej zrozumieć czego chcę i jakie są moje oczekiwania wobec życia. Wiem też, że to tutaj czułam się szczęśliwa a uświadomienie sobie co zapewnia nam ten, przecież prawie najważniejszy stan, to kamień milowy w poszukiwaniu własnego ja. I może niektórzy uznają to za banały i puste słowa, ja wiem, że jest inaczej. I nie czuję się szczęśliwa tylko dlatego, że moja praca nie wymagała ode mnie wiele wysiłku i zaliczyłabym ją raczej do tych przyjemnych. Powodów jest o wiele więcej i są o wiele głębsze.




Te trzy miesiące wzbogaciły moje życie o kilku naprawdę niesamowitych ludzi, mam przyjaciół, których nie spodziewałam się spotkać akurat w tym miejscu. Może nie są to znajomości cenne jak te kilkunastoletnie, oczywiście, że nie. Mają zupełnie inną wartość, ale nie potrafię do końca jej zkategoryzować. Zresztą, czy to ważne?

Wiem na pewno, że podróże od tej pory będą odgrywać najważniejszą rolę w moim życiu, na pewno zawodowym. Wiem, że jest wiele miejsc, które zaskoczą mnie nie tylko swoją gościnnością.

Ostatnio zrobiłam się strasznie wrażliwa, nie pamiętam kiedy ostatnio tak często się wzruszałam i to z takich powodów. Wczoraj łzy napłynęły mi do oczu jak przedostatni raz patrzyłam z góry na Paleokastritsę - miejsce, w którym od kilku tygodni spędzłam swoje dni wolne. Potem zachciało mi się płakać jak jechałam swoim motocyklem drogą biegnącą właściwie obok morza, wydaje mi się, że od wody oddzielał mnie kulkucentrymetrowy murek - piękne!



Wzruszyłam się też na chrzcinach, które miałam okazję zobaczyć w kościele prawosławnym. Sam budynek zmieściłby może 20 osób, nie była to wielka, treatralna i sztuczna uroczystość, którą było mi dane oglądać do tej pory. Pop czytał z książeczki na małą Sofią, tylko do niej. Reszta rodziny i przyjaciół zachowywała się jak u siebie w domu, rozmawiali, śmiali się, dzieciaki wszystkich rkewnych płakały, darły się i śmiały, biegały po kościele, każda nowa, spóźniona osoba witała się z rodzicami Sofii, całując ich w policzki NA OŁTARZU! (może nie na ołtarzu, bo ten schowany jest za ikonostasem, ale wyobraźcie sobie jak matka trzyma chrzczone dziecko na rękach a jakiś spóźniony wujek wpada do kościoła i całuje ją na powitanie?! w trakcie ceromonii!!?). Jest wesoło, rodzinnie, ciepło, naturalnie. Nie ma tego sztucznego patosu, który w naszej religii już od dawna przyparwia mnie o mdłości.

Niewiele może pisałam przez te ostatnie miesiące ale to dlatego, że życie offline przestało być dla mnie tak atrakcyjne. Jaram się teraz kolorami, które mnie otaczają, zapachami i dźwiękami. Kawę piję w takich miejscach, że mogłabym spędzić w nich całe godziny i tylko patrzeć na widoki. Słona woda trochę pomaga na moje problemy z oddychaniem, cerę mam idealną, w końcu chce mi się dbać o siebie i ładnie wyglądać, chodząc nie patrzę już tylko w dół ale staram się zauważać i zapamiętywać wszystko co mnie otacza, spotkanym ludziom patrzę prosto w oczy i cieszę się z tego gdzie jestem i ile mogę.

Nie umiem ładnie opisać słowami tego wszystkiego co bym chciała, póki co jest to jeszcze zagmatwana plątanina mega poztywnych myśli. Wiem tyle, że mój pobyt na Korfu to zajebiście ważny etap.

Mój widok z tarasu :)

Uwieńczeniem tych wakacji będzie samotna podróż po Bałkanach motocyklem do Polski. Jeszcze nie ustaliłam trasy, ale cieszę się, że po całych trzech miesiącach w ciągłym otoczeniu ludzi będę mogła mieć trochę czasu dla siebie i odbędę najdłuższą podróż na dwóch kółkach w moim dotychczasowym życiu. Wiem, że to będzie mega zajebista przygoda i pomimo tego, że mam pewne obawy to wiem, że co by się nie wydarzyło będzie to tak wyjątkowa wyprawa, że warto. Dopiero tutaj zrozumiałam jak abrdzo kocham swój motocykl - i znowu, banały i takie tam, ale generalnie wyjebane mam na to bo


jestem na nowo zakochana w życiu.


Share on Google Plus

About motocyklistka.eu

2 komentarze:

  1. Cieszę się, że ta podróż miała na Ciebie taki wpływ! takie doświadczenia potrafią odmienić patrzenie człowieka na świat, może to właśnie tego w życiu mi brakuje do osiągnięcia szczęścia, zmiany myślenia, kto wie kto wie :) oj zatoka Paleokastritsa jest cudowna! a co do kościoła, byłam w jednym takim małym, tak dodam od siebie, małe kościoły mają dla mnie urok niesamowity! nie ważne, czy w Grecji, Polsce czy gdzieś, większe kościoły i takie tam mnie przytłaczają tym przepychem, wielkością itd. mnie też m.in właśnie ta sztywna atmosfera kościoła denerwuje, jeden z powodów z którego odsunęłam się od kościoła po bierzmowaniu

    OdpowiedzUsuń

...