Życiowo


Od kiedy pamiętam starałam się rozgryźć wielką tajemnicę życia, jak pewnie każdy. Bo prostu bezgranicznie uwielbiam myśleć. Nad wszystkim, wszędzie i zawsze. Zdarza mi się zapisywać jakieś inspirujące bzdety na akurat dostępnym skrawku papieru, który potem gdzieś wkładam i przypadkowo wyrzucam. O na przykład jak czytam książkę, o Indiach, Afganistanie, buncie i życiu, wypisuję na jakimś paragonie (chyba) nazwy indyjskich dań i broni, których chłopaki używają na wojnie, potem sprawdzam w domu co to i obiecuję sobie to zapamiętać, żeby zabłyszczeć w towarzystwie. Albo żeby przed sobą udawać, że jestem super mądra. Ale dwa dni później paragon gdzieś wcięło, a ja mam dziurę w pamięci po natłoku informacji które przyjmuję każdego dnia. Zdarza się. A z tym błyszczeniem to jest chyba tak, że ja czytam dużo, oglądam dużo (ostatnio mniej niestety), słucham trochę i w ogóle staram się gdzieś tam obcować z kulturą szerokopojętą, ale erudytką to ja nie będę bo nie pamiętam nigdy nic. Uwielbiam filmy Tarantino, najbardziej Reservoir Dogs, ale nie pamiętam dokładnie o co w nim chodziło. Nawet nie jestem pewna czy polski tytuł to Wściekłe Psy. Wiem, że Mr Pink był moim idolem. Uwielbiałam kiedyś felietony Wiśniewskiego (Janusza Leona), zdaje mi się, że ten zbiór mój ulubiony się nazywał Intymna Teoria Względności. Miałam taką tablicę w kuchni, taką po której pisze się markerem, na której dwa lata napisane było, że mam kupić tę książę, żeby do niej wracać. Przeprowadziłam się, tablica jest wytarta, a ja nadal jej nie kupiłam, a wiem, że była fenomenalna. Tylko o czym? Jakaś aspiryna była i heroina. Teraz zrobiłam z tego jakąś taką marną anegdotkę bo faktów niestety nie pamiętam. I ja to wszystko co czytam, słucham, oglądam - przetwarzam. Biorę z tego to co uważam za ważne dla mojego światopoglądu a resztę zapominam. O taki Tarantino zmienił moje życie, nie wiem dokładnie jak ale gdybym go nie było to nie byłabym teraz tym kim jestem. I szkoda mi czasem, że nie zapamiętuję tych wszystkich rzeczy, które mnie zmieniają, które w momencie gdy się przydarzają są bardzo ważne, inspirujące, przełomowe. Ale z drugiej strony na przestrzeni lat bardzo się zmieniłam, wewnętrznie. Trochę dojrzałam a trochę zdziecinniałam. Jeszcze w liceum byłam taka fajna, w sensie, że chciałam być na topie tak bezpośrednio. Potem przyszedł moment, w którym zaczęła się moja fascynacja osobami, które były właśnie takie niebezpośrednie. Takie o których wszyscy mówili, ale one zawsze były poza kręgiem moich znajomych. I poza kręgiem znajomych tych, którzy o nich mówili. Weźmy na przykład taką Basię, Basia była naprawdę taka niemainstreamowa, słuchała dnb czy tam czegoś, o czym ja nie wiedziałam nic, chodziła do tych fajnych klubów, gdzie chodzili ludzie po 20! I ona o tym nie mówiła, ale wszyscy mówili o niej, bo ona była na topie. I ja też chciałam taka być, więc chciałam zniknąć z moją bezpośredniością i zaczęłam robić fajne rzeczy tak, żeby ktoś o nich wiedział i mówił reszcie. I jak tydzień mnie nie było, albo miesiąc i nagle się pojawiłam na imprezie to wszystko skupiało się na mnie. W jakimś stopniu oczywiście. To nie wszystko, niech będzie. Taka strategia w wieku policealno-pierwszorocznym. Potem się pojawiły facebooki i inne i mnie korci, żeby do tego wrócić. Bo to chyba gdzieś tam jeszcze drzemie we mnie. Żeby wrzucić zdjęcie tego jadłam, niedopitej kawy czy drinka z parasolką, moich ziół w doniczkach, które trzymam w kuchni, przepisów na hipsterskie żarcie (nie do końca wiem kim jest hipster) i takich tam różnych. To wynika z tego, że ostatni rok albo i półtorej to był w moim życiu jakiś przełom, taki marazm a jednocześnie obrót o 180 stopni. Byłam zmęczona tym ostatnim rokiem, bardzo miałam dość siebie, swojego życia i tego gdzie jestem i jak do tego doszłam. Zaczęły się wieczory pod kołdrą ze łzami w oczach po wielogodzinnych rozmowach o wszystkim i o niczym. Bo się okazało, że jestem zawiedziona, sobą i tym co reprezentuję. Co chwilę ktoś otwierał mi oczy na nowo, znaczy ja je otwierałam i byłam z każdym dniem w coraz większym szoku jak mogłam dopuścić do tego wszystkiego. Ale przyszedł moment, zwrot kiedy sobie w końcu pomyślałam, że przecież to wszystko ma jednak dobre strony. Bo ja to wiem, a inni tego nie wiedzą. Bo przeżyłam takie rzeczy, o których inni nigdy nawet nie pomyślą. I tak sobie wtedy zaczęłam wyrzucać, że jestem debilem i że pora się za siebie wziąć, wykorzystać potencjał, który we mnie drzemał. Bo jednak byłam wartościowa, tak bardzo mocno. I tak sobie dałam wewnętrznie po twarzy, i tak się otrząsnęłam. Z dnia na dzień zaczęło robić się lepiej. I znowu byłam tą fajną osobą, tą sobą sobą, którą gdzieś straciłam. Powoli wraca mi dystans do siebie i rozsądek ten mój, szalony trochę i niekonwencjonalny. Mój sposób bycia. Tylko bez tej otoczki chwalenia się, bo teraz w końcu dowartościowuję się sama. A może nawet nie dowartościowuje, ale w końcu zaczęłam doceniać siebie sama, nie szukam już tego na taką skalę wśród innych ale nie ukrywam, że pokusa pojawia się codziennie. Codziennie kiedy oglądam profile moich znajomych na "fejsie" i jakieś takie ziarenko zazdrości się czasem pojawia myślę sobie, że też mogłabym wrzucić jakieś fajne fotki czegokolwiek i niestety czasem to robię. Ale powoli ucieka to ode mnie bo znowu jestem szczęśliwa. I chociaż bywam histeryczką i w ogóle strasznym złośnikiem, to chyba naprawdę z każdym dniem jestem coraz lepszym człowiekiem w swoich oczach. I dopiero teraz, kiedy stuknęły mi te 24 lata jakoś tak poważnie podchodzę do realizowania siebie. I nie jestem w tym już taka całkiem głupiutka. I chociaż bywa, że brakuje mi tego mojego szaleństwa na pokaz, to jednak dozuję je sobie w odpowiednich ilościach. I właśnie dzisiaj podczas długiej podróży do Poznania, po kolejnym tygodniu na pełnych obrotach, niespełna miesiąc po 24 urodzinach naszła mnie taka ochota napisać to wszystko. Brakuje mi miejsca, w którym mogę zbierać na bieżąco te małe inspirujące drobiazgi dnia codziennego.  Po raz kolejny utwierdziłam się w tym, że potrzebuję miejsca, żeby wyładować swoje frustracje bo jednak w tej materii jestem ekshibicjonistką. Bo prostu bezgranicznie uwielbiam myśleć. Nad wszystkim, wszędzie i zawsze.

Share on Google Plus

About motocyklistka.eu

0 komentarze:

Prześlij komentarz

...